Selekcja naturalna a selekcja hodowlana

Celem niniejszej analizy jest rozwinięcie w sposób jak najbardziej przystępny błędów czy też dylematów pojawiających się w przekonaniu, iż hodowla zwierząt domowych wymaga ciągłej wymiany „krwi” czyli absolutnego/pełnego zróżnicowania genetycznego.

Od kilku już lat konsekwentnie staramy się wytłumaczyć w rozmowach bezpośrednich, iż w Polsce (ale nie tylko) utrwaliły się błędne przekonania i trendy, które tak naprawdę prowadzą do pogorszenia stanu jakości hodowli nawet jeżeli dzieje się to wbrew intencjom podejmujących działanie. Wolną chwilą postanowiliśmy stworzyć pisemną analizę wraz z wnioskami zakładając, iż w takiej formie dotrze ona do całej zainteresowanej społeczności… a my, miast kolejny raz tłumaczyć po prostu podeślemy link do opracowania.

Zacznijmy zatem od przykładów płynących wprost z natury, która miliony lat (Metasekwoje wciąż dobrze radzą sobie w naturze) wypracowała rozwiązania oraz pewne „bezpieczniki” przed samounicestwieniem...chociaż wynikiem pewnego zdarzenia mającego miejsce niecały milion lat temu na Ziemi pozostało jedynie około jednego tysiąca Homo Sapiens (około 80 tyś lat temu doszło do podobnej zapaści) i z tego tysiąca mamy dziś kilka miliardów osób żyjących na globie. Wprowadzając element groteski, to ktoś tak niefortunnie poprowadził sposób myślenia "hodowców" (błędy dydaktyczne i kalkulatory), iż Ci dla potrzeby reprodukcji do poziomu 6 miliardów ludzi zgłosiliby prawdopodbnie zapotrzebowanie na co najmniej 1 miliard niespokrewnionych ze sobą samców. Tymczasem natura poradziła sobie szczęśliwie bez udziału "pomocy naukowych". Pierwszym przykładem niechaj będzie największe obecnie zagrożenie dla hodowli owiec (nie pojedynczej a globalnie w Europie) czyli niekontrolowany rozrost populacji Wilków. Mianowicie prosimy zwrócić uwagę, iż wataha wilków składa się przede wszystkim z osobników silnie ze sobą powiązanych genetycznie. I nie jest tak, że wewnątrz watachy przywilej rozrodu ma tylko jedna para - natura nie jest w stanie wyegzekwować takich "zakazów"... obserwacje wskazują na duże luki tym "systemie". Badania przeprowadzone w Skandynawii potwierdziły, iż tamtejsza populacja jest wysoce skojarzona genetycznie. A mimo to w rywalizacji Wilki – Owce to te drugie „topnieją w oczach” (chodzi o spadek jakości/wydajności) na przestrzeni ostatnich dekad. Czy Wilki pomimo silnego powiązania genetycznego odradzając swoją populację (niestety) w ostatnich latach uległy skarłowaceniu lub stały się bardziej podatne na choroby lub pasożyty? Wręcz przeciwnie... niestety w tym przypadku.

Inny przykład oprzemy na odbudowie populacji Żubrów. Osoby podejmujące się dyskusji sprzeczają się, czy odbudowa populacji po wojennych zawieruchach oparła się na 7 (stanowisko dyrektora ZOO w Warszawie, Pana dr Kruszewicza prezentowane w serii jego popularnych programów przyrodniczych) czy na kilkunastu osobnikach. Obecnie Żubrów w naszym sąsiedztwie mamy kilka tysięcy. Czy wykazują one jakieś ułomności genetyczne i wymagają szczególnej opieki z naszej strony w dalszej reprodukcji? Wręcz przeciwnie (chociaż prowadzi się monitoring), tylko nie zjedzmy wszystkich na raz i nieomal do reszty jak przed laty.

Ciekawe środowisko z punktu widzenia zróżnicowania genetycznego stanowią enklawy, np. wyspy oddalone od lądów na tyle, iż zamieszkujące gatunki nie są w stanie przebyć tej bariery. W takim przypadku odizolowane gatunki siłą rzeczy stanowią grupę osobników bardzo silnie ze sobą genetycznie skojarzonych (zróżnicowanie bierze się głównie z naturalnych mutacji)… a mimo to mają się świetnie tak długo, aż nie pojawi się nowe zagrożenie wyniszczające populację nie pozostawiając nawet kilku osobników mogących pozostawać względem siebie w odległości fizycznej pozwalającej na rozmażanie.

Wreszcie stada przeżuwaczy dziko żyjących. Powszechnie wiadomym jest, iż naturalnie w wyniku rywalizacji (bardziej siłowej niż wynikającej ze sprytu) przyroda wyłania osobnika najsilniejszego (w domyśle najbardziej witalnego, doniosłego) stanowiącego wzorzec gatunku jako ojca kolejnych pokoleń, niezależnie czy zrodzonych z matki, czy sióstr oraz córek tego wyselekcjonowanego osobnika. Rolę samca dominującego posiadającego prawo do rozrodu utrzymuje on tak długo, aż pojawi się jeszcze silniejszy reprezentant gatunku albo wiodący osobnik podupadnie na zdrowiu (np. wraz z wiekiem). W przypadku przeżuwaczy hodowlanych to hodowca dokonuje selekcji tego najlepszego wzorca gatunku dla kolejnych pokoleń w swojej hodowli. Prawo do rozrodu w imieniu natury czasem nadaje Związek Hodowlany w postaci licencji. Patrząc na powyższe mądry hodowca nigdy nie pozbędzie się bardzo dobrego samca… chyba że ma jeszcze lepszego w zanadrzu. Tutaj jeszcze trzeba podkreślić, iż hodowca ma dodatkowe kryterium selekcji poza wzorcem rasy i nadprzeciętnymi ocenami osobnika… dochodzi jeszcze charakter (mentalność), gdyż celem hodowli nie są ciągłe kontuzje (poważne) opiekunów czy stres przy każdoroazowym wejściu do zagrody.

Zwracamy uwagę: natura nie używa kalkulatorów chowu wsobnego i radzi sobie świetnie nawet w przypadku małych zamkniętych populacji. Natomiast tam, gdzie chów wsobny jest szczególnie szkodliwy dla danego gatunku natura wypracowała bazpieczniki, np. obligatoryjną konieczność drugiego osobnikado zapłodnienia/zapylenia o szczególnych cechach genetycznych. Fakt, iż różne gatunki zwierząt charakteryzują się różną wrażliwością na skojarzenia genetyczne dostrzegł już Darwin i jeszcze kilka osób przed nim zapewne.

I jeszcze jedno spostrzeżenie: heterosis (heteroza) związana z krzyżowaniem ras czy osobników zupełnie niespokrewnionych urosła w przekazach pomiędzy posiadaczami zwierząt do poziomu Perpetum Mobile Plus (coś w rodzaju genetycznego dopalacza). Gdyby tak było, jak brzmią przekazy i rozumienie społeczności, to tworzylibyśmy nieskończenie wielkie olbrzymy i każde pokolenie mogłoby być większe od poprzedniego. Tymczasem słoń współczesny nie różni się od swoich poprzedników sprzed tysiąca lat. Krzyżowanie (w tym wsobne) i selekcja natomiast pozwoliły na naturalne wyodrębnienie większych osobników (w zasadzie genów odpowiedzialnych za cechy pożądane) i ras w obrębie gatunków, gdzie takie działania były prowadzone (głównie gatunki hodowlane). Wzmianka o krzyżowaniu osobników niespokrewnionych pojawi się jeszcze w końcowej części tego opracowania.

Stąd żadne opisy, „że zmiana krwi”, „że mam córki po nim” nie brzmią wiarygodnie czy sensownie. Odstępstwem są renomowane i dobrze zarządzane większe hodowle, które „produkują” kilka sztuk wzorcowych samców na każdy sezon wykotów i oferują je do odsprzedaży wyceniając stosownie ich wartość. Ciekawostką na odrębne opracowanie jest inna okoliczność, z którą jako Związek musieliśmy się zmierzyć w pierwszych miesiącach funkcjonowania. Było to często zadawane pytanie: „dlaczego samiec jest droższy od samicy”?

Wracając do przerwanego na chwilę wątku to szczególnym do odnotowania jest, iż wprowadzenie do stada nowego samca z obcej hodowli prowadzi do ryzyka przeniesienia wirusów, bakterii czy grzybów lub pasożytów z którymi stado nie miało wcześniej styczności. A jeszcze gorzej, gdy będą to wirusy lub bakterie prowadzące do jednej z nieuleczalnych chorób zwalczanych z urzędu (nie jesteśmy w stanie nic zagwarantować i niczego być pewnym). Stąd każda operacja wymiany samca czy w ogóle wprowadzania osobników z nieznanego źródła to ogromne ryzyko.

Ciekawostką jest to, iż w niektórych regionach kraju ryzyko to podejmowane jest na masową skalę. Przez lata doszło do zapaści jakości materiału hodowlanego poszczególnych ras rodzimych, gdyż liczyła się ilość zwierząt (taka lokata pieniężna liczona od sztuki nazywana przesadnie "programem") biorących udział w operacji a nie ich jakość (obszerny temat na oddzielne opracowanie z przykładami). Nikt się również nie zajmował na poważnie selekcjonowaniem i zachowaniem najlepszych osobników, chociaż programy te miały to zapewne w swoich założeniach. Wtedy to wymyślono (najbardziej tęgie głowy): wymieniajmy samce pomiędzy hodowcami, to powinno przywrócić jakość kolejnym pokoleniom. Otóż jak wspomnieliśmy: samo to działanie jakości nie poprawi (tą są programy w praktyce zorientowane na obrót funduszami a nie poprawę czegokolwiek poza wskaźnikami ilościowymi), co najwyżej zwiększy ilość stad objętych „programem” obligatoryjnego zwalczania którejś z chorób zwalczanych urzędowo, a choroby te zawsze wiążą się ze stratami w pogłowiu, w tym również tych najlepszych osobników.

Niewiele osób związanych z rolnictwem pozyskało doświadczenie i potrafiło wyciągnąć wnioski, które nie zostały później zmanipulowane, w myśl których z kiepskiej jakości materiału wyjściowego nie uda się wydobyć nic lepszego w sensownym czasie (krótszym niż nawet tysiące lat selekcji) oczywiście bez stosowania zakazanych metod w postaci modyfikacji genetycznych wprowadzanych przez człowieka (działanie laboratoryjne). Ostatnia ciekawostka mieszcząca się w zakresie niniejszego opracowania to fakt, iż tzw. chów wsobny będący przykładem bodaj maksymalnego skojarzenia genetycznego (naturalnego) stosuje się powszechnie dla celów wzmocnienia pewnych wybranych cech pożądanych, co z kolei wymuszają reguły ekonomii związanej z hodowlną w danych warunkach (klimat, jakość gleby itp).

Podsumowanie: w warunkach zamkniętej hodowli zwierząt rolę "selekcji naturalnej" przejmuje człowiek (hodowca) a efekt końcowy jest pochodną tego, jak sumiennie wykonuje on swoją pracę oraz jakości materiału wyjściowego. Same wymiany materiału wyjściowego (przede wszystkim samców) nie dają perspektywy poprawy parametrów ocenianych z hodolanego punktu widzenia, poza przypadkami wymiany na materiał lepszy. Posiadając dobry materiał hodowlany/genetyczny najbezpieczniej jest dokonywać selekcji w obszarze własnego stada eliminując w ten sposób rzeczywiście istniejące ryzyko transferu chorób i pasożytów z zewnątrz. Każdy gatunek posiada pewne typowe dla siebie rozmiary i należy porzucić marzenia o Owcy wielkości Słonia w warunkach naturalnego rozmanżania. Zarówno w przyrodzie jak i gastronomii jest miejsce zarówno na owcę, jak i krowę czy królika. Przesadnie nagłośniony w ostatnim czasie przypdek skazanego farmera z USA wcale nie potwierdza możliwości osiągnięcia wyników ponad te, które można było oszacować przed rozpoczęciem eksperymentu. Mieszczące się one w obszarze osiągów materiału wyjściowego.

Opracowanie własne PZHOBHiN

© Wszystkie prawa zastrzeżone